Internet. Chyba każdy nastolatek wie, co to jest. Nie ma ucznia, który z niego nie korzysta. Jedni wykorzystują go jako pomoc naukową, gdy zadanie jest „wyjątkowo trudne”. Inni wolą po prostu przeszukiwać strony, by oglądać tak bardzo popularne i tak bardzo zabawne w tych czasach zdjęcia… kotów.
Internet. Chyba każdy nastolatek wie, co to jest. Nie ma ucznia, który z niego nie korzysta. Jedni wykorzystują go jako pomoc naukową, gdy zadanie jest „wyjątkowo trudne”. Inni wolą po prostu przeszukiwać strony, by oglądać tak bardzo popularne i tak bardzo zabawne w tych czasach zdjęcia… kotów.
Jednak Internet aż roi się, nie tylko od „śmiesznych” zdjęć, ale od portali społecznościowych. Facebook- najpopularniejszy, „bez niego nie istniejesz”, jak twierdzą rzesze „moli internetowych”. Do pewnego momentu to właśnie on wszystkim wystarczał. To tam tętniło życie. Mogłoby się zdawać, że tak już pozostanie. A jednak! Pojawiło się coś innego!
Instagram- powoli tam przenoszą się wszystkie zdjęcia, które wcześniej znalazłyby się na facebooku. Oczywiście do walki o popularność dołączyło coś nowszego.
Snapchat- początkowo omijany, teraz cieszy się niesamowitą sławą. Chyba każdy go zna. Wymieniać inne portale, strony i aplikacje można byłoby bez końca. Wniosek nasuwa się jeden. Żyjemy w czasach zdominowanych przez Internet. A może żyjemy w Internecie? Przecież właśnie tam znajduje się wszystko, co robimy. I to za naszą zgodą. Począwszy od zdjęć i filmików ze spotkań w gronie znajomych, przez zdjęcia naszego jedzenia, aż po dodawane posty typu: „Byłam…”, „Oglądałam…”, „Czytałam…”. Wszystko, co robimy, publikujemy na niezliczonych ilościach stron. Chęć podzielenia się z innymi całym naszym życiem jest ogromna i trudno ją pokonać. Pytanie tylko: po co? Po co to robimy? Dla zabawy? By się pochwalić? Z pewnością każdy ma swój własny, indywidualny powód. Jednak skutek jest ten sam. Internet jest zalewany tysiącami zdjęć i postów, które nie mają większej wartości. „Co tam…”
Robienie zdjęć wszystkiemu i dokumentowanie tego w Internecie jest popularnym zjawiskiem. Jednak jeszcze częstsze jest zjawisko odwrotne- obserwowanie w Internecie wszystkiego i wszystkich, nieustanne sprawdzanie, czy ktoś dodał coś nowego. Rozejrzyjmy się tylko po szkolnym korytarzu. Telefon, telefon, telefon… Odkąd pojawiło się wi-fi, a potem jeszcze lepsze rozwiązanie- darmowy Internet w komórkach, nie wychodzą nam one z dłoni. Przeraża mnie widok uczniów z czwartej klasy, którzy nie tylko już teraz mają lepsze telefony ode mnie, ale którzy rozstają się z nimi rzadziej niż ja, choć dzieli nas sześć lat różnicy. Wyobraź sobie, że ktoś zadaje ci wyzwanie- zrezygnuj na miesiąc z Internetu i telefonu. Zgodziłbyś się? Podjąłbyś to wyzwanie? Ja osobiście- nie, nigdy. Doskonale pamiętam moje chodzenie bez celu, gdy nagle pozbawiono mnie dostępu do Internetu lub oddałam telefon do naprawy. Nie, dziękuję.
Słowo „nolife” ma już swoją własną definicję. Jest to osoba o aktywności ograniczonej do kilku czynności, człowiek aspołeczny. Jak dla mnie powinno to być dodatkowo wzbogacone. „Nolife” to człowiek, którego życie krąży wokół Internetu.
Zmieńmy to. Nie liczę na to, że nagle w dłoniach wszystkich pojawią się książki, a telefony schowamy głęboko do torby. Ale czy nie warto od czasu do czasu odciąć się od bezsensownego przeglądania facebooka? Czy nie warto przeczytać coś wartościowego? Chociażby w Internecie. Nasz świat się rozwija. Daje nam coraz więcej możliwości. Nie stójmy w miejscu. Internet to nie tylko miejsce na zabawne zdjęcia. Internet to „świat” pełen wiedzy, Wykorzystajmy to.