A bo ja wiem…
Czy on warty zachodu
Udaje
Nie wiadomo kogo
Niewolni
Ustawieni na targowisku
Czekają aż ktoś uwierzy w ich historię
I użyteczność
Nie bici
Z niewielkim przebiegiem
Na wierzchu widać trochę szpachli
Trochę wieśniackiego tuningu
Ale w środku
To przecież ofiary losu
Każdy inny
Za tą samą cenę
Resztę mojego czasu.
Czekając na pociąg
Karmiłem ptaki
Dzieląc się frytkami
Tak, by przychodziły coraz bliżej
I by ten co zdobędzie łaskę
Był mi najbliższy
Wyróżniony
Takoż jest sama różnica
Między nami
I naszymi bogami
I tak samo ich obchodzimy
Chwilowo bawiąc
Czy jest więc sens ich wielbić?
Czy może lepiej
Na nich uważać
Jestem na wakacjach
Żegluję
Sam
Po pięknym dniu
Przyszedł przyjemny chłód
Stoję przy brzegu
Ukryty wśród trzcin
Po chwili dobija kilku spoko gości
Mają piwo
Kolejny stary jacht
Na który wy młodzi
Patrzycie za pobłażliwym podziwem
Bo prawdziwy wiersz
Jest czymś
Co się po prostu zdarza
Blask luksusowego hotelu
Wygląda inaczej
Gdy odwiedzasz go
W słoneczny dzień
Bo wtedy
Nie jesteś przyzwyczajony do mroku
Zabiłem jętkę
Która przysiadła by mnie pocałować
Powiedz mi
O Panie
Dlaczego nasz patriotyzm
Naznaczony musi być ofiarą
A powstać zwyciężać
Nie wypada
Czy dlatego
Że służalcza spolegliwość
Ma być naszą przysięgą?