Społeczność jest systemem bardzo złożonym i trudnym jeśli chodzi o sterowanie i regulacje, szczególnie obecnie, gdy wobec bardzo szybkich zmian związanych z postępem technicznym oraz z ciągle rosnąca liczbą zagrożeń próbuje się wprowadzać prawa które wyglądają nawet sensownie, ale…
Relacje pomiędzy członkami dowolnej społeczności wymagają zestawu reguł które ta społeczność akceptuje. Reguły mogą być dowolne, jednak muszą określać zachowania oraz konsekwencje dotyczące wszystkich. Natomiast nie wszystkich muszą dotyczyć te same prawa i obowiązki. W społecznościach prymitywnych prawa i relacje określać może siła – mamy wtedy do czynienia z prawem pięści, może to być zestaw przykazań interpretowanych przez osobniki wyznaczone, wybrane lub te które po prostu wpadły na pomysł jak te reguły narzucić (to też prawo pięści tylko bardziej zawoalowane).
W prostych sytuacjach to wystarczy, jednak gdy w społeczności pojawiają się silne grupy nacisku, są w stanie wpłynąć na zestaw reguł dotyczących wszystkich. Obserwujemy to obecnie w postaci dodawania do systemów prawnych reguł dotyczących tolerancji, rzecz nie do pomyślenia jeszcze nie tak dawno bo zaledwie 500 lat temu. Zresztą w niektórych społecznościach tolerancja nie jest wartością nadrzędną co może się nam nie podobać, jednak tak to działa i jedyne co można zrobić to starać się dostosować, ukrywać lub zrezygnować z członkostwa w tej społeczności.
Jednak we współczesnych społecznościach typu demokracji zachodniej – społecznościach w których kontrola jest nastawiona na szybkie dostosowywanie się do zmian, niemal każda grupa nacisku, jeśli jest odpowiednio liczna lub odpowiednio głośna – ma możliwość dołożenia własnych praw do już i tak skomplikowanego systemu reguł, przy którym dekalog czy kodeks Hammurabiego aż razi prostotą.
Życie się skomplikowało i zamiast jednego pojedynczego przykazania mamy cały kodeks czy to „Rodzinny i opiekuńczy”, „Cywilny”, czy „Karny”. Mamy prawa pochodne jak chociażby „Kodeks pracy” czy zestawy praw które regulują sprawy które jeszcze 100 lat temu nie wymagały jakiejkolwiek regulacji jak na przykład „Prawo o ruchu drogowym” czy „Rozporządzanie ministra komunikacjo elektronicznej”. W tym natłoku praw, coraz więcej sytuacji wymaga regulacji, więc powstają co i rusz nowe prawa. Niestety, ich konsekwencje nie są tak proste do przewidzenia jak tego chcą ustawodawcy, bo o ile przykazanie „nie zabijaj” jest zrozumiałe i niemal wszyscy chętnie się na nie zgodzą (pod warunkiem określenia, kiedy to prawo można zawiesić na kołku w imię wyższych celów – jak na przykład prowadzenie wojny), o tyle prawo które nakazuje właścicielowi posesji zabezpieczyć ją w taki sposób, by nikomu nie stała się przypadkowo na jego terenie krzywda – wygląda ciekawie, ale konsekwencje nie są już takie jak by się chciało.
To właśnie ze względu na istnienie tego prawa, przy stawach znajdujących się na terenie prywatnym kilkanaście lat temu stanęły tablice o zakazie kąpieli lub zakazy wstępu. Dlaczego tak się stało? Dlatego, że w przypadku gdyby ktoś się utopił – konsekwencje karne spotkałyby właściciela terenu, bo nie zabezpieczył się przed sytuacją gdy ktoś nieświadomie doprowadzi do zagrożenia życia. Jak miałby to zrobić? Najlepiej wyznaczyć kąpielisko i zatrudnić ratownika. Do tego przeprowadzić analizę wody pod względem skażenia chemicznego i biologicznego. A wszystko dlatego, że komuś kto przechodzi w pobliżu mogłoby przyjść do głowy by się trochę ochłodzić.
Paranoja? Nie do końca. To samo prawo na przykład zmusza właścicieli domów do dbania o ich stan, tak by nie zagrażał mieszkańcom czy odwiedzającym. Ale konsekwencje nie są tak proste jak może się wydawać gdy czytamy projekt ustawy. Bo wystarczy postawić odpowiednią tablicę informującą o zagrożeniu (w wielu wypadkach to na razie na szczęście wystarczy), i możemy się już nie przejmować. Budynki grożące zawaleniem i tak będą odwiedzane przez młodzież, a dzikie kąpieliska w czasie upałów pełne ludzi. Wszyscy są więc zadowoleni, bo niemal wszystkie absurdy można przy odrobinie inteligencji – bez problemu obejść.
Niestety konsekwencje są znacznie poważniejsze niż można by sądzić, bo prawo które nie jest przestrzegane – demoralizuje. Jeśli na dzikim kąpielisku na którym pod zakazem kąpieli bawią się w wodzie całe rodziny nikt nie interweniuje, ba, niż złego się nie dzieje, to przyzwyczajamy się do tego że przepisy nie mają sensu. I zaczyna się powolny marsz w kierunku anarchii. Ograniczenia prędkości stają się tylko wskazówkami. Zakazy palenia nie mają znaczenia – bo komu to przeszkadza, że palimy papierosa na stacji benzynowej (bo przecież stoimy poza stacją – tuż za rogiem1). Bo przecież nic złego się nie dzieje.
Czytelnik może się oburzyć, że przecież wszystkich przepisów nie da się przestrzegać. Słyszałem tłumaczenie kierowców który uważają że zgodnie z przepisami po prostu nie da się jeździć. Ale w takiej sytuacji wystarczyłoby naciskać na zmianę prawa. Na jego dostosowanie do bieżących warunków.
Tymczasem tworzone są nowe ograniczenia które mają rozwiązać istniejące problemy, ale nie są w stanie ich rozwiązać, bo nikt tych praw nie traktuje już poważnie.