Ostanie zmiany w edukacji idą w kierunku budowy społeczeństwa które postęp naukowy traktuje raczej ostrożnie bazując na wierze a nie na rozumieniu otaczającego świata. Takie podejście znacząco ogranicza postęp techniczny, choć na efekty zmian będzie trzeba czekać lata. Ale czy postęp naukowy jest nam w ogóle potrzebny?
Istnieją społeczności które doskonale sobie radzą bez pomocy osiągnięć najnowszej techniki czy to dlatego że nie miały z nią kontaktu, czy też miały, ale ich nie zafascynowała. Czy ludzie w takich społecznościach nie są szczęśliwsi? Mają oczywiście swoje problemy, ale we wszystkich wypadkach rozwiązują je wspólnie – bo mają ze sobą znacznie lepszy kontakt. Ale nie idźmy za daleko tym tropem, bo trudno byłoby nam obecnie zrezygnować z osiągnięć cywilizacji, i nie mówię tu o telefonach komórkowych i Internecie, ale na przykład o ogrzewaniu czy współczesnym transporcie. Prymitywizm sprawdza się tam, gdzie jest niewielu ludzi i pod dostatkiem pożywienia.
Jednak aby korzystać ze zdobyczy współczesnej nauki i techniki, wcale nie musimy rozumieć zasad ich działania. Wiedza ta jest obecnie tak zaawansowana, że aż hermetyczna. Nawet osoby pracujące przy stacjach bazowych sieci komórkowej i programiści przygotowujący oprogramowanie dla popularnych komórek, nie wiedzą wszystkiego o zjawiskach z których korzystają. Wiedza ogólna która wynosimy ze szkoły jest zbyt prosta, by rozumieć otaczający nas świat. Czy więc jest w ogóle potrzebna? Czy nie można by kształcić szczęśliwych obywateli bez tej całej niepotrzebnej wiedzy? Czy nie moglibyśmy osiągnąć prymitywizmu intelektualnego bez rezygnacji w wygody osiągniętej dzięki cywilizacji?
Oczywiście, że możemy i wielu z nas robi tak od dłuższego czasu. W końcu metody zmuszania do nauki które były skuteczne zostały zakazane jako niehumanitarne i obecnie wystarczy się nie przejmować tym co o nas mówią, by spokojnie i bez zmartwień przejść cały proces edukacji, bez jakiegokolwiek zaangażowania. Potrzebna nam tylko wiara w to, że jest to słuszne. Wiara w to, że sama przynależność do określonej klasy społecznej, razy, narodu czy rodziny (zależnie od obowiązującej doktryny społecznej) – wystarczy by być kimś. I co ciekawe – to całkiem skutecznie działa. Wystarczy tylko nie dopuszczać do siebie myśli, że jest inaczej a tych którzy inaczej myślą potraktować z góry. Taka postawę doskonale obrazuje hasło „szlachta nie pracuje”. Tylko, że rzeczywistość niestety potrafi dość skutecznie zweryfikować kto tak na prawdę jest szlachtą, a kto tylko próbuje ją naśladować.
Ale i tu nie ma tragedii. Na rynku pracy potrzebni są także pracownicy mniej wykształceni, a działające w większości dziedzin prawa podaży i popytu pozwalają nawet całkiem nieźle żyć bez zajmowania się ciągle myśleniem. Wystarczy wiara i emocje. Wiara w to, że to jest słuszna droga, i od czasu do czasu trochę poczucia zwycięstwa. Pierwsze zapewniają nam media – których oferta dostosowana jest do każdego odbiorcy, drugie – wszelkiego typu imprezy sportowe i akcje społeczne czy polityczne.
A postęp? Postęp to zmiana sytuacji w której mamy swoje miejsce. Postęp jest zagrożeniem. Nie chodzi mi tu o większe telewizory czy bardziej rozbudowane smartfony. To jest ewolucja a nie rzeczywisty postęp. Prawdziwy postęp – to zmiany, a zmiany nie są specjalnie dobre, chyba, że pozwalają żyć wygodniej i mniej robić. Chyba, że pozwalają pod jakimkolwiek względem poczuć się ”szlachtą”. Ale do tego trzeba by ten postęp sprawdzić, najlepiej gdzieś daleko i przyjąć tylko to co się nam podoba.
Tylko, że wtedy będziemy musieli zapłacić pewną cenę, i może nas nie być na to stać. I co wtedy? Wtedy okaże się, że udało nam się awansować do „obywateli świata drugiej kategorii”. Że to my jesteśmy ten gorszy sort. Nie dlatego, że coś nam w życiu nie poszło, ale dlatego, że stało się to powodem do dumy i do naśladowania. A stało się tak, bo uwierzyliśmy w to, co pozwalało czuć się dobrze zupełnie bez wysiłku. Bo zaciągnęliśmy dług samozadowolenia nie zastanawiając się – kto go spłaci.