Dydaktyka 
 
Lekcja inaczej
WGan
Przyzwyczajeni jesteśmy do lekcji na których to nauczyciel opowiada, a uczniowie słuchają i notują mądrości jakie zdają się spływać z jego ust. Ewentualnie czytają coś w podręczniku. W szczególnie dobrych okolicznościach – mogą podyskutować.

Współczesna szkoła nie uczy zdobywania informacji. To znaczy próbuje uczyć, dając źródła wiedzy w postaci podręczników i programów edukacyjnych dołączonych do tych podręczników. Źródła wiedzy roszczące sobie prawa do „jedynie słusznych” do tego stopnia, że zapisaną tam wiedzę sprawdza się obecnie w postaci testów reagując albo na poprawne wartości albo na użycie określonych słów-kluczy. Sama forma tych materiałów jest nawet całkiem atrakcyjna, ale dość rozwlekła bo próbujące zgłębić temat który wydaje się zupełnie nieistotny. Dlatego lepiej sięgnąć po skrót, karty wzorów, gotowe rozwiązanie. Pomoce te także są często przygotowane po „jedynie słusznej linii” jaka jest wymagana by zdać egzamin. Przy takim podejściu nie należy się dziwić, że przygotowanie samodzielnej pracy, często polega na skopiowaniu gotowych artykułów z Internetu – najlepiej z wikipedii, lub ze specjalnych serwisów z wypracowaniami. Nie wszyscy tak robią, ale jest to niestety zjawisko statystycznie dość powszechne.

Takie podejście do uczenia się poszczególnych przedmiotów niespecjalnie przygotowuje do roli człowieka otwartego i twórczego – czyli takiego na jakich na rynku jest największe zapotrzebowanie. Daje natomiast bardzo zgrabne pozory, że nie mamy do czynienia z nieukiem tylko, że użyteczność takiego wykształcenia jest dość marna.

Z drugiej strony katedry, mamy wywołanego do tablicy nauczyciela. Kogoś kto czuje misję i chce się podzielić swoim doświadczeniem, ale musi przygotować was do kolejnego egzaminu, więc boi się, by wasza kreatywność nie odebrała wam szansy na jako tako normalne życie. Nauczyciela który często musi postępować wbrew swojemu sumieniu. I nie chodzi mi to o takie czy inne poglądy – ale na cały kształt procesu edukacji który nie pozwala się rozwinąć. I nauczyciela który cały czas musi się starać. Musi się starać mimo wszystko.

A gdyby odwrócić role? I nie chodzi o to by uczeń wyszedł na środek i wygłosił referat. To byłaby tylko szopka. I poza tym jednym uczniem który ów referat by wygłaszał – nikt by się do tego tematu nie przyłożył. Więc jak? Może niech uczniowie jako cały zespół, w dyskusji, przekazują wiedzę, a nauczyciel – tylko słucha?

Dostęp do wiedzy jest obecnie powszechny. Internet odpowie na dowolne pytanie, jednak często możemy otrzymać różne, nawet sprzeczne, odpowiedzi. Jak wybrać tą słuszną – tego jakoś nas nie uczą. W krytycznym myśleniu wszyscy jesteśmy samoukami, bazującymi na wiedzy przekazanej przez rodziców we wczesnym dzieciństwie – czyli do okresu pierwszego buntu. Jak wybrać to co jest prawdziwe? Można porównać różne odpowiedzi, zapoznać się z opiniami, może pouczestniczyć w jakiejś dyskusji (jeśli mamy na tyle dużo czasu). Jeśli nie – podyskutujmy między sobą. Jedyne co potrzebuje nauczyciel – to postawić ciekawy problem, który uczniowie muszą rozwiązać. Potem wystarczy naprowadzać, ale tylko jeśli jest to jedna z pierwszych lekcji tego typu. Analizujemy wiersz? Popatrzmy co się działo z autorem w okresie kiedy to pisał. Poczytajmy coś innego tego autora, albo z tej epoki. I pozwólmy sobie na luksus swobodnej wymiany poglądów, ucząc się nie tylko zdobywania wiedzy, ale także poddawania jej pod dyskusję.

I nawet nie musimy zmieniać programu nauczania. Można przecież wyrabiać sobie zdanie na przykładach z lektur. Tu nawet stosunkowo łatwo będzie podejść do tematu z pewnego dystansu i bez emocjonalnego zaangażowania – by ucząc literatury – uczyć także kultury dyskusji. Można by tak, ale jakie mamy gwarancje, że uczniowie dojdą do właściwych wniosków? Cóż, ale czy naprawdę muszą? Czy nie lepiej, żeby nauczyli się samodzielnie zastanawiać, analizować i wyciągać wnioski?

Tylko jak to pogodzić z oficjalnym państwowym egzaminem? Może po prostu nich ktoś się zainteresuje jaki zdanie na „oficjalnie” komisja egzaminacyjna. Możemy się z nim nie zgadzać, ale warto je znać. Chociażby po to by zdać ten egzamin.

W przypadku przedmiotów ścisłych jest łatwiej. Tu poglądy dają się sprawdzić doświadczalnie, choć i w przedmiotach ścisłych jest miejsca na samodzielna interpretację. Poza tym problemy jakie stawiałby nauczyciel wcale nie musiałyby odpowiadać tematom lekcji – tylko treściom. Uczniowie na lekcji mogliby na przykład projektować elektrownię jądrową, lub niewielką instalację elektryczną (wraz z odpowiednim zabezpieczeniem). Czy taki sposób zdobywania wiedzy nie byłby nieco bardziej przydatny?

Tylko jak takie poszukiwania wtłoczyć w ramy lekcji która trwa 45 minut? Rozwiązaniem mógłby być podział obowiązków, pracę w niewielkich grupach i krótkie referowanie znalezionych informacji podzielone planowaniem – czyli tym czego jeszcze nie wiemy i co wypadałoby się dowiedzieć. Zauważmy, że prace domowe wcale nie musiałby mieć formy pisemnej by można było je sprawdzić. Po prostu na początku lekcji każdy referuje swoją pracę w domu.

Tylko jak mógłby taką lekcję kontrolować (a właściwie: moderować) nauczyciel? Musiałby się na tym wszystkim znać! Cóż, może przeczytałby odpowiednią książkę gdzie byłoby napisane co jest słuszne…

Bez sensu, prawda? A tak właśnie wciąż jesteśmy uczeni.

 
Opinie
 
Facebook
 
  
30699 wyświetleń

numer 1/2017
2017-01-01

Od redakcji
Aktualności
Dla młodszych
Informatyka
Kącik poezji
Literatura
Polityka
Rozmaitości

nowyOlimp.net na Twitterze

nowy Olimp - internetowe czasopismo naukowe dla młodzieży.
Kolegium redakcyjne: gaja@nowyolimp.net; hefajstos@nowyolimp.net