Niczym uliczne bilbordy, na każdym kroku rażą nas po oczach, od pradawnych dziejów znane. Kulty. Dział reklamy od lat stosuję tą samą sztuczkę uciekając nas do kultu młodości. Być piękniejszą, bardziej lubianą, pewniejszym siebie. Kultu urody. Podporządkowujemy się jej regułom. Ale czy wygląd zewnętrzny naprawdę zapewni nam lepszą rolę w społeczeństwie?
Idąc za ciosem, najprostszą drogą na sam szczyt drabiny społecznej są przecież pieniądze. Kult mamony, piękna miłość. Powiadają, że wszystko jest kwestią ceny i każdego można kupić. Ale czy jest to łaskawy bożek? Wymagający, i niesprawiedliwy. Szukamy dalej?
Czy nie jest to krok w kierunku odebrania nam tak nieprzyzwoicie ludzkiej cechy i możliwości jaką jest wolność? Do wyrażania własnej nieprzymuszonej woli? Istotą życia jest przecież być wolnym, jak na zwierzę przystało?
Co z momentem gdy w głębi swych myśli dochodzimy do wniosku iż każdy z znanych nam kultów nie ma większego sensu? Gdy każda kolejna droga zdaję się być złudna? A nawet owy kult wolności który w swojej bezczelnej złośliwości każe nam ponosić konsekwencje własnych czynów?
Czy nie jest to popadanie w zupełnie inny, rebeliancki kierunek? Czy nauka nie jest kultem odrzucającym szeroko pojęte zasady i popychającym do poznania? Czy nie jest kultem w jaki popadają wszyscy ludzie którym pytania "po co i dlaczego" nie są obce? Odkładając na bok wszelkie inne cele, aby stanąć na wprost światu.
Który z kultów należałoby obrać? Czy walczyć z przeciwnościami losu dla dobra wolności? Czy dać się ponieść falom w kierunku jeszcze niepoznanych lądów?
A gdzie w tym wszystkim jest kult Boga? Cóż, to pozostawiam do waszych rozważań. Ja być może jeszcze raz rozpłynę się nad tym tematem nad kolejną, niezastąpioną, filiżanką zielonej herbaty.