Felieton 
 
Psie państwo
Zły wilk
Zdaję sobie sprawę, że niniejszy tekst można potraktować jako antypatriotyczny paszkwil na naszą ojczyznę, jednak warto się nad nim zastanowić i popatrzeć na przedstawiony tu problem jako na diagnozę która jest wstępem do leczenia.

Patrząc na nadchodzącą reformę oświaty, mam poważne obawy nie z powodu likwidacji gimnazjów, choć może to być pretekst to wymiany wszystkich dyrektorów szkół na jednostki prawomyślne. Również nie martwi mnie zmniejszenie liczby godzin przedmiotów naukowych. Ich ilość dawno przekroczyła już wartość która pozwalałaby posiąść usystematyzowaną i użyteczną wiedzę. Martwi mnie to, że reforma ta kontynuuje trend jaki można obserwować w edukacji od „upadku komunizmu”1. Trend któremu starają się przeciwdziałać nauczyciele, i mam wrażenie że kolejne reformy mają na celu głównie dezorganizację tych starań.

Zanim napiszę wprost jaki moim zdaniem jest cel edukacji przyszłego obywatela, przyjrzyjmy się temu czego się uczymy a przede wszystkim – jak się uczymy – to znaczy co jest akceptowalne a nawet promowane przez obecny system.

Język polski

Celem tego przedmiotu jest wykształcenie umiejętności czytania pisania i mówienia. Niby proste, ale umiejętność czytania – to umiejętność rozumienia treści. Także treści zawierających moralne rozterki oraz treści sięgającej po wsparcie filozofii. Podobnie pisanie i mówienie – to nauka komunikatywnego przekazywania myśli, tym ważniejszego, że samo myślenie wymaga znajomości pojęć którą to znajomość możemy zdobyć sięgając po literaturę. Piękna teoria, prawda? Jednak zamiast uczyć dyskutować, wyciągać wnioski i zdobywać argumenty do dyskusji na drodze samodzielnych studiów myśli przykładowych autorów wartych takich rozważań – uczymy się powtarzać jedynie słuszne poglądy „znawców tematu” – czyli autorów podręczników i piszących na ich modłę autorów wszelkiego typu opracowań pozwalających wyrobić sobie jedynie słuszny pogląd na zadany temat. Nie twierdzę tu, że pogląd ten jest błędny. Twierdzę, że błędna jest droga jaką to tego poglądu dochodzimy. Bo nie chodzi tu by uczeń zapamiętał co ma myśleć na dany temat, ale by sam do tego doszedł na drodze rozważań i dyskusji, a nie poprzez wymuszone kijem i marchewką – posłuszeństwo

Matematyka

Matematyka jest królową nauk, jednak na pewno nie ta szkolna, na której ćwiczymy głównie niezbędne umiejętności rachunkowe. Są to jednak ćwiczenia mechaniczne, bo poza początkami matematyki, kiedy uczymy się abstrahowania i dostrzegania w naszym otoczeniu – liczb, na lekcjach uczymy się przekształcania wyrażeń, dokonywania obliczeń poprzez stosowanie schematów, przy czym zadania są tak formułowane, lub w występują w kontekście który określa – jaki schemat należy zastosować. Co ciekawe – nawet takie ujęcie tego przedmiotu sprawia wielu osobom problemy i przez jakiś czas matematyka nie była przedmiotem obowiązkowym na maturze, dzięki czemu nie trzeba było się do niej specjalnie przykładać, bo nauczyciel, nie mając przed sobą bata w postaci państwowego (a więc niezależnego od szkoły) egzaminu który oceni jego sukcesy dydaktyczne – może przepuszczać uczniów do następnej klasy dla świętego spokoju.

Historia!

Czego powinna uczyć historia – to temat na oddzielną dyskusję, lub nawet ciekawą ustawkę zwolenników różnych opcji. Ostatnio modne jest podnoszenie jej roli w kształtowaniu postawy patriotycznej. Dlatego zamiast uczyć tego jakie są skutki pewnych zdarzeń i decyzji osób rządzących poszczególnymi państwami, jakie są konsekwencje wybrania tej lub innej drogi - konsekwencje trwałe, a przynajmniej wieloletnie, uczymy tego co się wydarzyło i kiedy, analizując jedynie jaka sytuacja wyzwoliła te czy inne siły. Aby ogarnąć prawdziwe przyczyny pewnych wydarzeń, musimy mieć doskonałą pamięć, albo nauczyciela który będzie chciał nam to pokazać, a chcieć nie musi, bo rozumienia procesów historycznych nie ma na testach. Ale nie chodzi o to czego na historii uczymy, ale co obdarzamy czcią wspieraną przez lekcje języka polskiego – czyli o historię naszego narodu.

Jeśli popatrzymy na święta które celebrujemy z punktu widzenia historii, to większość z nich – to ciąg klęsk. Mamy powstania które upadły, mamy opowiadanie się po słabszej stronie – dzięki czemu zawsze odnosiliśmy „zwycięstwo moralne” – znacznie lepsze, o czym próbuje się nas przekonać od zwycięstwa rzeczywistego. W końcu jeśli kogoś pobiliśmy – to był słabszy, a nie powinno się bić słabszych, prawda? Dlatego zawsze byliśmy po słusznej stronie. A jeśli kiedykolwiek zrobiliśmy coś złego? To jest to potwarz i manipulacja.

To bardzo wygodna pozycja – bo pozwala wierzyć, że to my jesteśmy ci dobrzy, więc wszystko co robimy jest dobre a przynajmniej takie być powinno. A dobre jest to co mówi nam nasz obecny pan.

Jakiego obywatela w ten sposób kształcimy? Kreatywnego? Cóż, można powiedzieć, że nie potrzebujemy zbyt wielu kreatywnych ludzi. W końcu od kafelkarza wymagamy równego ułożenia płytek a nie kreatywnego podejścia do urządzania łazienki. Nie będziemy wymagali od hydraulika by rury były ułożone fantazyjnie. Wystarczy równo. Taksówkarz powinien nas dowieźć do celu a nie urządzać wycieczki po mieście i okolicach. Robotnik powinien wykonywać swoją pracę dokładnie a nie z fantazją. Lekarz też powinien nas leczyć według procedur przepisując te leki jakie powinien przepisać, przynajmniej w większości przypadków, choć w takiej sytuacji rola lekarza ogranicza się do doradcy podobnego doradcom finansowym w banku.

Oczywiście kreatywność też jest czasem potrzebna, ale czy naprawdę tak często? Zresztą jak na razie niektórym uczniom jakoś się udaje, mimo wysiłków ministerstwa edukacji, zachować rozsądek i rozwijać swój umysł samodzielnie lub z pomocą nauczycieli – pasjonatów. Tylko, że nie jest to w żaden sposób promowane. Ba, wyjątkowo często jest nawet tępione jeśli nie przez grono pedagogiczne, to przez resztę społeczności szkolnej.

Tymczasem świat się zmienia i o sile narodu na razie jeszcze może decyduje liczebność klasy pracującej, ale postępująca automatyzacja redukuje pracownika właśnie do elementu kreatywnego i decyzyjnego a nie wykonawczego. Tymczasem cały proces edukacji wygląda tak jakby celem był obywatel posłuszny, i z tego posłuszeństwa dumny.

Czytelnik może mi zarzucić, że wyciągam zbyt daleko idące wnioski, bo jedną z głównych wartości które są nam wpajane – to umiłowanie wolności. Ale czy na pewno? Powiedziałbym raczej – pozorów wolności. I to zarówno w kwestii wolności osobistej, ograniczanej przecież przez prawo (nawet jeśli jest to prawo pięści – jest to prawo), jak i w kwestii niepodległości, bo na to jesteśmy wciąż trochę za słabi mając dość silnych sąsiadów. Możemy tęsknić za Polską Jagiellonów, ale do takiej pozycji raczej nie uda się wrócić, a historia uczy, że nawet nie powinniśmy próbować, bo skończy się to nieciekawie.

Dlatego potrzebujemy sojusznika który jest silny. I choć historia naszych sojuszy wyraźnie pokazuje, że taki sojusz działa tylko dopóki to my mamy nastawiać karku za naszego sojusznika, to niespecjalnie mamy wybór. Jedyne co nam pozostaje – do duma, i przekonanie o moralnej słuszności i poświęceniu.

Bo jedyne na co możemy liczyć to to, że ktoś nam powie „Dobry pies”

Czy to dlatego uczymy kolejne pokolenie dumy i posłuszeństwa.


1
 piszę ten zwrot w cudzysłowu, bo komunizmu nigdy w Polce nie było. Był socjalizm, w którym monopol na władzę miała jedna partia rządząca i której podlegały media.
 
Opinie
 
Facebook
 
  
29871 wyświetleń

numer 10/2016
2016-10-01

Od redakcji
Aktualności
Ekonomia
Felieton
Literatura
Matematyka
Psychologia
Rozmaitości

nowyOlimp.net na Twitterze

nowy Olimp - internetowe czasopismo naukowe dla młodzieży.
Kolegium redakcyjne: gaja@nowyolimp.net; hefajstos@nowyolimp.net