Wielu duchownych powołuje się na potrzebę wiary która jest nam przyrodzona. Bo czy nie jest to dziwne, że w każdej kulturze i w każdym okresie naszej historii występowała jakaś forma wiary w istoty wyższe?
W każdym współczesnym społeczeństwie, nawet deklarującym się jako świeckie, religia stanowi istotny element kultury. Patrząc na historię ludzkości, wszędzie znajdujemy ślady wiary. Im dalej zawędrujesz w głąb czasu, tym większe znaczenie znajdziemy w rytuałach i symbolach. Czy wynika to jak twierdzą kapłani - z iskry wiary zasilanej przez bogów w chwili stworzenia? Czy też jest to tylko manipulacja, sięgająca pierwszych hierarchii społecznych stworzona na potrzeby manipulacji osobnikami mniej rozgarniętym przez elitę która znalazła sposób na trzymanie w ryzach a wręcz zniewolenie (być może nawet w dobrej wierze) całych społeczności?
Tej drugiej hipotezie zdają się przeczyć materiały archeologiczne, które znajdują przykłady kultów także we wspólnotach pierwotnych. Co prawda dowody na istnienie życia duchowego u zarania historii są mizerne i często pojawiają że zarzuty, że wszystko czego archeolog nie potrafi wyjaśnić, tłumaczy takim czy innym kultem, jednak lepsze to niż wiara w interwencje kosmitów ich wpływ na początki kultury.
Czy jednak to co zyskało miano wiary, czy w sformalizowanej wersji - religii nie było pierwotnie - wiedzą? Może wiedzą nie do końca poprawną (stąd też przypowieść o drzewie wiedzy dobre i złej), ale wiedzą o otaczającym świecie. Wiedzą - która wyjaśniała, a więc odpowiadała potrzebie rozumienia otaczającego wiata. Potrzebie - jaką odczuwa istota inteligentna, która pragnie rozumieć. Czy to pragnienie jest celowe, czy też jest ubocznym skutkiem nadmiernego rozrostu centralnego układu nerwowego - to kwestia na oddzielne rozważania. Jednak potrzeba rozumienia towarzyszy nam do dziś i nie wystarczy nam już prosta obserwacja i dostosowania zachowania do otaczających warunków. To pozwala przetrwać teraz, ale nie daje pewności przetrwania jutro. Do tego potrzebujemy przewidywać, a do tego potrzebna jest wiedza - jak ten świat działa. Wiedza i następstwie dni i nocy, o zmianach pór roku, wylewach rzek. Wiedza o regularnościach w zmianach jakie odbywają się wokół nas, byśmy mogli wyjść poza proste instynkty w dostosowywaniu się do zmieniającego się świata. I to zmieniającego się w sposób stosunkowo skomplikowany.
Wiedza o regułach działania otaczającego świata, dawała przewagę, bo taką wiedze można było zastosować do ułatwienia sobie życia. Obserwacja regularności pływów pozwalała po krótkiej analizie, na budowę pułapek na ryby. Trudniejsza do dostrzeżenia wiedza o następstwie pór roku pozwalała na powstanie rolnictwa, a jej skojarzenie z położeniem gwiazd podczas wschodu i zachodu słońca była bezcenna dla wielkości zbiorów. Taką wiedzę należało przechować, nie tylko po to by mogły z niej korzystać kolejne pokolenia, ale przed wszystkim po to, by można ją było rozszerzać i precyzować sprawdzając czy przewidywania do których prowadzi - są wystarczająco precyzyjne. Z drugiej strony, korzystało się z niej powszechnie, musiała być więc przedstawiona w postaci łatwych do zapamiętania reguł, na których straży stała nowa kasta – którą możemy uznać na prehistorycznych naukowców, a ci nie zawsze byli także wystarczająco silni by zdobyć posłuch metodami bezpośrednimi. Stąd konieczność powołania się na siły które są z definicji na tyle potężne, ż żaden sprzeciw nie ma racji bytu, a zalecenia mają być wykonywane. Niesubordynacja, mogła istnieć jedynie na marginesie podporządkowania, jako źródło dodatkowych badań i obserwacji.
Ale nauka to nie tylko obserwacja przyrody. Na pewnym etapie rozwoju nauki a właściwie na pewnym etapie rozwoju społeczności, także zachowanie ludzi zaczyna interesować badaczy którzy dostrzegają pewne regularności w reakcjach na wpływy, i pojawiają się nauki społeczne, tworzące na podstawie obserwacji, reguły ułatwiające przetrwanie całej populacji, a w niesprzyjających warunkach – także wygranie w walce o zasoby z potencjalna konkurencją, a stąd już bardzo blisko do prostych „zasad wiary” – czyli wiedzy którą zbyt długo trzeba by tłumaczyć i zbyt wiele dowodów przytaczać, by dała się wykorzystać w sytuacjach kryzysowych. Zwłaszcza w społecznościach w których władza tytularna należała nie do największego myśliciela, ale do największego wojownika, który zazwyczaj nie był specjalny intelektualistą i do myślenia wynajmował ludzi.
Poza tym prawa obowiązywały wszystkich, nawet jeśli były to różne zestawy praw dla różnych kategorii ludzi. Wydaje się to nam niesprawiedliwe, ale uzależnienie praw i obowiązków od roli społecznej nie jest przecież nam obce. To co wydaje się nam niesprawiedliwe w dawnych prawach, praktycznie działa do dziś, choć w tak zmienionej formie i tak powszechnie, że tego nawet nie zauważamy. Bo czy manipulowanie cenami w zależności od podaży i (często sztucznie wytworzonego) popytu nie jest nieuczciwe? A przecież posyłamy swoje dzieci do szkół w których uczą się marketingu nie uważając tego za coś co jest naganne.
Wracając jednak do kwestii potrzeby wiary. Czy musimy wierzyć? Czy nie wystarczy po prostu myśleć? Niestety nie. Po pierwsze ta umiejętność nie jest wbrew pozorom bardzo popularna. Nasze umysły bazują nie na łańcuchach kojarzeń, ale na prostych wzorcach i przygotowanych na te wzorce reakcjach. Myślenie zostawiamy jako czynność bardzo energochłonną, jako ostateczność, gdy wiedza nie wystarcza na poradzenie sobie z napotkanym problemem. Dlatego wygodniej jest wierzyć w wyuczone hasła, niż za każdym razem prowadzić głęboka analizę porównawczą. Szczególnie w niesprzyjającym środowisku które nie musi nam dobrze życzyć.
Potrzebujemy wiedzieć. A skąd pochodzi ta wiedza? Ktoś to kiedyś wymyślił. Ktoś mądry i potężny, z kim nie mamy prawa dyskutować. I dobrze jeśli ta wiedza tłumaczy w sposób obrazowy to co się dookoła dzieje. Bo takie potwierdzanie ją utrwala, a atrakcyjność przekazu pozwala przekroczyć barierę pokolenia.
Bo wiara – to tylko inny rodzaj wiedzy. Tej której nie zdobyliśmy sami na własnym doświadczeniu, ale która przetrwała, więc chyba ma rację bytu.