Demokracja – to władza ludu, i co prawda władza ta odbywa się przez odpowiednio wyszkolonych przedstawicieli – to jednak podstawowe mechanizmy kontroli władzy przez lud – całkiem skutecznie działają.
Celem władzy nie jest dobro obywateli – ale sprawowanie władzy samo w sobie. I jeśli istnieje ryzyko jej utraty – to robi się wszystko by tej utraty uniknąć. Można na przykład ustanowić sensowne prawo i stworzyć dobre warunki do życia i rozwoju dla swoich obywateli. Wtedy, władzy nie zagrożą i można im nawet dać do wyboru – dalej będzie dobrze, albo przyjdzie ktoś inny i to zmieni. Lęk przed zmianami na gorsze jest także dobrą opcją – bo działa dość skutecznie i nie trzeba się specjalnie starać. Wystarczy posiąść środki musowego przykazu, i można dowolnie manipulować lękami całego społeczeństwa.
Niestety jest problem z pojęciem całego społeczeństwa, które mimo wyrównujących działań na niwie edukacji, wciąż jest w pewien sposób podzielone. W feudalizmie i kapitalizmie – najgrubszy podział – to podział na warstwy społeczne, obecnie wydaje się przestarzały i przebiega obecnie na wielu płaszczyznach dokonując podziałów wielowymiarowych, ale wciąż władza jest oparta na sile. Nie sile ostrza, czy sile pieniądza, ale na sile konsumpcji.
I to ta siła w systemie demokratycznym wybiera władzę. Myliłby się jednak ten, kto by miał nadzieję, że owa władza ma pomysł na powszechny dobrobyt i niebo na ziemi. Ona ma tylko pewne wyobrażenie, jak owy dobrobyt wyobraża sobie prawdziwa siła, która obecnie nie jest związana ani z inteligencja ani z fachowością czy doświadczeniem, ale na masie. Bo większość ma rację. A większość czuje się rozczarowana, bo z jej poprzednich pomysłów na to co trzeba zrobić, żeby było dobrze i z jej poprzednich „reprezentantów” nie jest zadowolona. A nie jest zadowolona w typowy dla siebie zawistny sposób. Bo czasem człowiek tak chciałby pójść i komuś przyłożyć. W zasadzie – to komukolwiek, byle tylko coś w ogóle zrobić.
A co jeśli ta siła jest doprowadzona do takiego stanu, że w końcu podejmuje decyzje. W wtedy, ja mówiła stara Pawlaczka „sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”. I wtedy władza się dostosowuje i uchwala.
I nie protestujmy żądając przywrócenia demokracji, bo to właśnie jest demokracja. Nie wszyscy są tacy jak wy, czy my. Decyduje ten, po czyjej stronie jest większa masa. To ważne – masa, a nie racja.
Bo mamy równość i każdy ma taki sam głos.
I dlatego nikt nie jest odpowiedzialny.
Cokolwiek się stanie – mój głos przecież nic nie znaczył. Zdecydowali „oni”. Ale to nie tak. Bierzemy udział w pewnej średniej i na nią mamy wpływ – a nie na władzę. Możemy demonstrować, ale podobnie jak mówi się, że na obecną władzę głosowało tylko 20% uprawnionych, tak samo możemy liczyć tych którzy nie idą na obecnie wybuchające demokracje – że popierają to co się dzieje. Można im oczywiście zarzucić – że są nieświadomi, ale to przecież nie ma znaczenia. Bo to co jest zagrożone – to nie wolności i swobody obywatelskie – ale możliwość zmiany władzy. To straszne, dla tych którzy na tą władzę mają chrapkę, ale i straszne dla prostego ludu, który traci wybór – kto nim będzie rządzić. Jakby to miało większe znaczenie.
Bo tłum nie chce rewolucji. Tłum woli stać obok. A jeśli tłum jest sfrustrowany – chętnie będzie kibicować gdy ktoś inny obrywa.
I tłum dokonał wyboru.
Taką mamy demokrację.
Czy to się zmieni? A po co? Po to by decyzje podejmowali obywatele świadomi i mądrzy? Na pewno byłoby lepiej, ale byłoby lepiej tu na dole, a nie u władzy, gdzie trzeba by się starać, by utrzymać stanowisko.
Lepiej już jest tak jak jest. Sprawiedliwie, demokratycznie.
Ale czy rozsądnie?
I czy demokracji naprawdę trzeba bronić, czy nie lepiej – właśnie ją atakować, obnażając absurd całej tej sytyacji