Inwestycja na starość

W co inwestować gdy kolejne banki i fundusze chwieją się i grożą upadkiem? Czy istnieje alternatywa dla funduszy emerytalnych?

Wobec nadciągającego wielkimi krokami kryzysu ekonomicznego, warto zastanowić się nad sposobem oszczędzania na czas w którym zarabiać już nie będziemy w stanie. Odkładanie pieniędzy w powszechnie obowiązującym systemie emerytalnym, daje złudzenie bezpieczeństwa, ale od dłuższego czasu, nawet w krajach bardziej rozwiniętych pojawiają się od czasu do czasu informacje o nadchodzącym krachu systemów emerytalnych, działających przecież na zasadzie starej dobrej piramidy finansowej: Ci którzy do niego przystępują fundują bieżące emerytury licząc na to, że i im będzie miał kto zafundować. Idea indywidualnych kont na których odkładamy swoje oszczędności pozwoli tylko mniej równo podzielić to, co miejmy nadzieję będzie do podzielenia.

Czy nie lepiej byłoby samodzielnie odkładać pieniądze (co wiele osób robi w miarę kolejnych filarów na których nasz przyszły byt miałby się opierać), ale i tu pojawiają się pewne trudności. Czym się kończy odkładanie pieniędzy świetnie rozumieją osoby które obecnie wchodzą w wiek emerytalny, i pamiętają galopującą inflację z lat 80-tych, kiedy to w ciągu kilku lat jakiekolwiek oszczędności straciły sens. Inwestowanie w złoto czy papiery wartościowe obarczone jest podobnym ryzykiem, wynikającym z tego, że walory te, podobnie jak gotówka są tylko miernikiem wartości a nie wartością samą w sobie. Miernikiem wartości wynikającym z bieżącej podaży i popytu oraz wartości rynku..

Nasze emerytury są więc ściśle uzależnione od przyszłej kondycji gospodarki i siły państwa. A o tej sile i kondycji będzie decydować kolejne pokolenie. I to właśnie inwestycje w to kolejne pokolenie jest najbardziej opłacalną jeśli nie jedyną. I w sumie to tak działa – inwestujemy w jakimś stopniu nasze dochody w edukację i kształcenie a w zamian kolejne pokolenia utrzymują nas na starość.

I jakoś się to wszystko kręci, ale jest tu pewna niewielka niedogodność polegająca na tym, że wszystko co wypracowujemy pakowane jest do jednego wora z którego kilku mądrych ludzi wyjmuje i przeznacza na określone dobre dla wszystkich fundusze. Nie ma wiec bezpośredniego powiązania pomiędzy naszymi staraniami a tym – jak będzie wyglądała nasza osobista przyszłość. Gdyby jeszcze osoba dzieląca fundusze robiła to z myślą o kondycji przyszłych pokoleń – byłoby całkiem dobrze. W końcu nie wszyscy potrafią podejmować trafne decyzje. Problemem jest to, że podział zależy od obowiązującej mody politycznej lub zwykłej leniwej inercji nie pozwalającej podjąć żadnych konkretnych decyzji – bo skoro dotąd jakoś to było – to po co cokolwiek zmieniać. Poza tym jest równo więc w zasadzie sprawiedliwie. A jeśli chcę coś więcej – to mogę w końcu za to zapłacić – skoro mi zależy i skoro mnie na to stać.

Taki system daje szanse wszystkim, ale nie wszyscy są na takie szanse jednakowo przygotowani, co prowadzi do fikcyjności równego startu. W końcu nauka zaczyna się w wieku lat 3-4 (pobyt w przedszkolu to pierwsze kroki w systemie nauczania fundowanym przez społeczeństwo), natomiast postawa i aspiracje kształtują się znacznie wcześniej. I rodzice mogliby w tym czasie zainwestować swój czas, emocje i wiedze w prawidłowe ukształtowanie młodego człowieka, nie mogą jednak – bo musza pracować. Jeśli pracują oboje rodzice, to przy obecnych stawkach na ubezpieczenie społeczne – jeden z małżonków pracuje w zasadzie – jedynie na emeryturę. Inwestuje więc w fundusze zarządzane przez nieznanych mu ludzi, kosztem najważniejszej (z punktu widzenia gospodarki) inwestycji – w dobrego człowieka.

Może więc lepiej byłoby przestać promować system w którym obywatel dostarcza państwu dochód a państwo organizuje wychowanie kolejnego pokolenia – nie istotne czy w ramach obowiązku szkolnego czy też w ramach niekontrolowanego przesiadywania przed telewizorem. System w którym konsekwencje działania i decyzji obywatela są sprawiedliwie dzielone pomiędzy wszystkich członków społeczeństwa, na rzecz systemu w którym decyzje i konsekwencje są ze sobą związane: Jakie wychowamy sobie dzieci – taka będzie nasza starość – bo to one będą się nami zajmować. Nie w ramach usankcjonowanego prawnie obowiązku, ale z miłości której będziemy mieli czas i szansę ich nauczyć.

Świadomość konsekwencji pojmowanych decyzji może zadziałać jak oddolna siła porządkująca wszystko to co nie jest uporządkowane – od edukacji, po bezpieczeństwo na osiedlach. Może nie od razu – ale w drugim, może trzecim pokoleniu – na pewno. Za późno? Lepiej późno niż wcale.

Pozwólmy więc wychować dzieci. Nie zabierajmy rodzicom z pensji tak wiele by nie mogli się nimi zając. Nie obiecujmy świetlanej przyszłości – bo może nie być komu jej stworzyć. Dajmy szanse rodzinie. Pozwólmy inwestować w to co się naprawdę opłaca: w edukację, wiedzę i uczucia naszych własnych dzieci. Bo jakże chętniej poświęcimy wysiłek dla swojego dziecka, niż na kraju – który nawet największemu patriocie, wobec najbliższej rodziny – jest tylko ideą która w końcu się nudzi i przynosi rozczarowanie. I pozwólmy inwestować samodzielnie. Doradcy pojawią się sami. Nie dzięki dojściu do władzy na populistycznych hasłach, ale dzięki własnemu doświadczeniu i prostych osiągnięciach tak łatwych do zweryfikowania. Pozwólmy inwestować samodzielnie ucząc, że nasza wiedza i doświadczenie są wartością z której warto korzystać.

Inwestujmy w swoje dzieci – to szansa na przewartościowanie naszego życia, w którym to rodzina i relacje w tej rodzinie a nie praca i kariera liczona pensją są najistotniejsze. To wreszcie szansa na koniec problemów z między pokoleniową przemocą – bo przemoc jest także inwestycją, której konsekwencje będą odczuwali winni tej przemocy.

Są oczywiście sytuacje wyjątkowe – ktoś może nie móc albo nie chcieć mieć dzieci. Ale typowe dla sytuacji wyjątkowych jest to – że są wyjątkowe. I nie należy używać ich jako bazy do budowanie reguł, lecz jako drobne problemy wymagające indywidualnych rozwiązań.

Wrocław 7-10-2008