Rządzić każdy może

Przy okazji coraz to nowych pomysłów na referenda zastanawiam się nad mechanizmami i celami rządów demokratycznych. Bo podobno demokracja jest najlepszym systemem rządów. Zastanawiam się tylko: Dla kogo?

Na niemal każdym portalu internetowym, możemy wziąć udział w ankiecie i wypowiedzieć się na jakiś istotny temat. Niestety mam wrażenie, że pytający szydzą z ankietowanych wymagając odpowiedzi na tematy o których trudno mieć własne zdanie poparte wiedzą wykraczająca ponad to co można znaleźć w środkach masowego przekazu. Bo jak ocenić ankietę dotycząca najbardziej niebezpiecznego miasta w Polsce? Czy ankietujący zakłada, że wypowiedzą się osoby które znają sytuację we wszystkich miastach wymienionych w ankiecie, czy też ma za zadanie sprawdzić – do jakiego stopnia czytelnik portalu powtarza bezmyślnie to co ostatnio przeczytał i jak daleko sięga jego pamięć.

O ile ankiety mogą się na pierwszy rzut oka wydawać niegroźne, o tyle pytanie przypadkowych obywateli o decyzje istotne dla państwa i gospodarki – budzi moje przerażenie. Trudno mi sobie wyobrazić, że każdy obywatel który chce brać udział w referendum, poświeci kilka dni na bardzo pobieżne przestudiowanie problemu. Problemu którego rozwiązania próżno szukały zastępy ekspertów. Problemu którego zgłębienie wymaga wielu lat wnikliwych studiów i specjalistycznej wiedzy. Tymczasem decyzje podejmowane są na podstawie informacji zdobytych okazjonalnie lub specjalnie przygotowanych.

Nie jestem wrogiem demokracji, ale to z czym mamy do czynienia niewiele z ideałami demokracji ma wspólnego.

Przyjrzyjmy się tak często przy okazji obrony demokracji wspominanej, demokracji ateńskiej. Po pierwsze – prawa do podejmowania decyzji były ograniczone tylko do części społeczeństwa. Tej części która do podejmowania decyzji była przygotowana – to znaczy świadoma konsekwencji tych decyzji, wykształcona i bezpośrednio zainteresowana kondycją miasta-państwa o losach którego przyszło jej decydować. Po drugie – był to system bezpośredni – wszyscy uprawnieni do zabierania głosu podejmowali decyzje bezpośrednio a nie tak jak obecnie – wybierając swoich przedstawicieli. I wreszcie po trzecie – obszar życia jakiego dotyczyły decyzje był w porównaniu z obecnymi – niewielki. Jeśli popatrzeć na terytorium i ludność tak zarządzanego państwa to można je porównać z niewielkim powiatem.

Wadą współczesnych systemów demokratycznych jest to, że uprawnienia do podejmowania decyzji ma każdy obywatel. I tu nasuwa się pytania: dlaczego do kierowania samochodem potrzebne są specjalne uprawnienia, a do kierowania znacznie bardziej skomplikowanym tworem – już nie. Każdy obywatel, bez względu na wiedzę, doświadczenie czy cele ma prawo podejmować decyzje. Można byłoby wierzyć, że głosy skrajne jakoś się zniosą. Ale można też się zastanowić ile osób w wypowiadającej się populacji naprawdę wie jakie są konsekwencje każdego z wyborów. Patrząc na przekrój pod kątem wykształcenia – około 10% obywateli legitymuje się wyższym wykształceniem i proponuję optymistycznie przyjąć, że taki jest odsetek osób w miarę świadomych swoich wyborów (wiele osób bez wykształcenia świetnie sobie radzi w sprawach społeczno politycznych, ale też wiele osób wykształconych – nie). Jeśli te 10% osób dokonałoby takiego samego lub zbliżonego wyboru do całej reszty – to znaczy że wiedza do niczego się nie przydaje. Brzmi to przerażają

co, ale nie aż tak przerażająco jak podejrzenie, że te osoby wybrałyby inaczej, ale zostały zakrzyczane (czyli w nomenklaturze współczesnej demokracji – przegłosowane) przez resztę która podjęła decyzję na podstawie czy to wewnętrznego czy też zewnętrznego impulsu.

Jak więc podejmujemy decyzję? Korzystamy z tej wiedzy która jest dla nas dostępna. A właściwie z tej która najbardziej rzuca się w oczy, bo kto miałby czas zgłębiać przygotowywane projekty ustaw gdy wystarczy posłuchać miło wyglądającego u uśmiechniętego pana który powie że są dla nas dobre. Albo przychylić ucha opinii wypowiadanej z doskonale zagraną troską.

Nie oszukujmy się. Nie podejmujemy żadnych decyzji. Zasilamy tylko swoim tych którzy naprawdę podejmują decyzje w sposób bezpośrednio. Jesteśmy tylko elementami gry które wzmacniają lub osłabiają osobę należącą do niewielkiej grupy która demokratycznie nami rządzi. Gdybyśmy mogli podejmować decyzje – to obietnice wyborcze nie byłyby tak często łamane.

System ten nie byłby tak bardzo groźny, gdyby nie to, że politycy w odróżnieniu od wolnych obywateli miasta Ateny, mogą swoje prawa stracić jeśli stracą poparcie. A przywilejów tracić nikt nie chce. Prowadzi to do podejmowania decyzji które wydają się dobre większości uprawnionych do głosowania a unika takich które przez tą większość mogłyby być ocenione źle, nawet jeśli są konieczne dla dobra państwa. Wystarczy, że inny, liczący na awans demokrata odpowiednio przedstawi problem i z wyrazem głębokiej troski – postraszy.

Trafiają się czasem osoby które mogą i chcą zrobić coś co w szerszej perspektywie jest korzystne. Ale pozostając solą w oku pozostałej grupy pamiętane są głównie dzięki tym, że „muszą odejść”

Wrocław 15-10-2008