„Wojna światów – następne stulecie” z 1981 roku – to film który z perspektywy czasu zdaje się wizjonerski, choć może to historia zatacza koło, a może po prostu nic tak naprawdę się nie zmienia poza fasadami i wciąż nowymi słowami za którymi kryją się te same problemy z którymi każdy z nas, na swoim poziomie musi się zmagań.
„Wojna światów – następne stulecie” – to kolejny film Piotra Szulkina których chciałbym zarekomendować naszym czytelnikom. Nie jest to film ani lekki ani przyjemny, bo trudno w lekki i przyjemny sposób mówić o bezradności wobec systemu. Bezradności która odbiera nawet możliwość buntu. Jednak warto się przy nim zatrzymać i popatrzeć w krzywe zwierciadło życia.
„- Niech go Pan puści. I tak go Pan kiedyś puści a on mnie znajdzie i dokopie” – to jedne z pierwszych słów jakie padają w filmie, gdy główny bohater staje w obronie poniżanego dziecka. Potem kończą się alegorie i zaczyna życie…
Film opowiada o prezenterze telewizyjnym który jest twarzą prawdy, tylko nie jest to jego prawda, tylko prawda sił które wykraczają daleko poza pojmowanie jednostki, a jakakolwiek próba sprzeciwu – nawet najbardziej osobistego – kończy się tragicznie. Tu nie ma ucieczki, bo każdy protest obraca się przeciw nam i nawet mając „rząd dusz”, mając swoje pięć minut w których możemy wykrzyczeć prawdę – nie możemy zrobić nic.
Odpowiedzialność, strach, dyscyplina – to w gruncie rzeczy to samo. Nie masz się czego wstydzić – to pożądane cechy… Ty jesteś niezależny. A ja mam Ciebie kontrolować
Czy istnieje prawdziwa niezależność? Czy można być wolnym gdy od pierwszych kroków jesteśmy uczeni by zachować elementarną uczciwość? Dopóki możemy cokolwiek stracić – o wolności nie ma mowy. A gdy stracimy już wszystko? Wtedy posłuszeństwo wynika z nadziei i tęsknoty. A gdy i to uda się utracić – tracimy znacznie więcej.
Mówi się, że żeby coś dostać – trzeba bardzo chcieć. To nieprawda. Żeby coś dostać – trzeba się bardzo bać
Mimo, że film nawiązuje do klasyki literatury fantastycznej, a świat w jakim żyją bohaterowie – to świat który podobno odwiedzili przedstawiciele Marsjan – nie znajdziemy tu żadnych efektów specjalnych. Bo Szulkin nie potrzebuje efektów. Wystarczy obraz i słowa.
W filmie zobaczymy plejadę gwiazd polskiego kina – Romana Wilchelmiego, Krystynę Jandę, Marka Walczewskiego czy Jerzego Sztura. Film ilustruje doskonałą muzyka znakomitego polskiego muzyka – Józefa Skrzeka, która sama w sobie jest warta uwagi. Wszystko to łączy antyutopijna wizja Piotra Szulkina.
Mimo tego, że od jego premiery upłynęło 36 lat – film nie tylko nie stracił na aktualności ale nawet jakby zyskał, choć widzowi wychowanemu na produkcjach hollywoodzkich może wydać się dość dziwny.