Historia 
 
Alfabet Morse’a
sp6xu
W dobie telefonii komórkowe i powszechnego dostępu do Internetu, chyba każdy wie, że istnieje coś takiego jak alfabet Morse’a i zna najważniejszy skrót nadawany tym kodem – SOS – czyli nadawane razem trzy kropki, trzy kreski i trzy kropki – sygnał wezwania pomocy.

Mało kto jednak wie, że jest to pierwszy protokół szeregowy z wbudowaną optymalizacją. Na czym ona polegała? Znaki kodowane są na różnej długości słowa złożonego z sygnałów krótkich i długich. Odstępy między niosą informację dotyczącą transmisji i interpretacji tych sygnałów. Jeśli odstęp odpowiada długości sygnału krótkiego – kolejny sygnał jest elementem tego samego znaku. Jeśli odpowiada długości „kreski” – wtedy znak został odebrany, a kolejny sygnał jest początkiem kolejnego znaku. Dzięki temu, litery które są najczęściej używana – są kodowane w taki sposób by szybciej je przesłać. Jeśli za T przyjmiemy czas trwania kropki – to nadanie najkrótszego znaku – trwa 4T – 1T na nadanie jednej „kropki”, i 3T na ciszę oznaczającą koniec znaku.

Pojedynczą kropką będzie więc kodowana litera która występuje najczęściej (w języku angielskim) – czyli litera ‘E’. Kolejny czas nadawania mają dwie kropki oraz pojedyncza kreska – litery ‘I’ oraz ‘T’ – nadawane przez czas równy 6T – obie występujące dość często. Najdłużej nadawana są litery ‘J’, „Q” oraz „Y”. Ich czas nadawani – to 16T. Tak jest w przypadku obecnie stosowanego standardu ITU, bo oryginalny kod opracowany przez Morse zapewniał jeszcze krótsze kodowanie stosując długości sygnałów T i 2T a także podatkowo - przerwę o długości 2T.

Alfabetem Morse’a możemy przesyłać komunikaty poprzez niemal dowolne medium: dźwiękiem, światłem, sygnałami elektrycznymi czy poprzez fale radiowe. Ale także chorągiewkami czy nawet sygnałami dymnymi, choć w tym ostatnim przypadku konieczne jest ustalenie pewnych kodów. Inaczej przesłanie średnio grzecznego listy wymagałoby spalenia paru hektarów lasu.

Ta uniwersalność pozwala zastosować go w każdej sytuacji. Możliwość użycia do nadani komunikatu – zwykłej latarki, czy też prostota budowy nadajników radiowych daje szerokie pole do zastosowań tego typu komunikacji – jako komunikacji awaryjnej – wszędzie tam, gdzie komunikacja jest bardzo ograniczona – na przykład w zawalonych budynkach, których konstrukcje stalowe doskonale przenoszą dźwięk i do telegrafowania – wystarczy kamień: dwa uderzenia – kreska, jedno – kropka. Dlatego warto znać alfabet Morse’a podobnie jak warto znać zasady pierwszej pomocy. I oby się nie przydały.

Przy amatorskim nadawaniu i odbiorze – liczymy kreski i kropki często zapisując je na kartce a potem odkodowując, lub szukając kodu znaku w tabelce i nadawaniu po kolei kropek i kresek. To działa tylko przy niewielkim tempie nadania nie przekraczającym 15-20 znaków na minutę. Doświadczeni telegrafiści, rozpoznają melodie znaku. Dlatego nie używają określeń kropka i kreska – lecz ich odpowiedniki fonetyczne ti (krótki dźwięk) i ta (dźwięk długi). Taki odbiór – „na słuch” pozwala czytać depesze o prędkości nadawani nawet ponad 60 znaków na minutę. Nadawanie z taką prędkością wymaga dużej wprawy lub stosowania specjalnych dwudźwigniowych kluczy elektronicznych.

Wyższe prędkości telegrafowania wymagają już automatycznego kodowania i dekodowania, i mimo, że z równym powodzeniem można stosować transmisję cyfrową RTTY – ten sposób na prowadzenie łączności wciąż cieszy się popularnością sięgając prędkości nawet 300 znaków na minutę. Jeśli znak byłby kodowany na 8-miu bitach – to wraz z bitem startu i stopu – odpowiadałoby to prędkości przesyłania informacji 3Kbit/s – czyli prędkości pracy pierwszych popularnych modemów.

Znajomość telegrafii i odbioru na słuch była obowiązkowa na egzaminie którego zdanie było niezbędne do zostania krótkofalowcem. Naukę prowadzono na specjalnych kursach. Dostępne były także płyty z nagranymi lekcjami do samodzielnego ćwiczenia. Obecnie telegrafia nie jest już wymagana i łatwiej znaleźć programy do automatycznego kodowania/dekodowania alfabetu Morse’a, niż lekcje pozwalające się go nauczyć, jeśli jednak poszperamy w sieci, znajdziemy darmowe programy służące do nauki odbioru telegrafii.

Czy ta umiejętność jest potrzebna? Jeśli myślimy o eksperymentach z łącznością i nie musimy się liczyć z kosztami, możemy zainwestować w dobry transciver SSB, jednak jeśli myślimy o samodzielnej budowie nadajników i odbiorników i o uzyskiwaniu przy ich użyciu łączności międzykontynentalnych – znajomość telegrafii wydaje się niezbędna.

 
Opinie
 
Facebook
 
  
143550 wyświetleń

numer 11-12/2017
2017-12-10

Od redakcji
Aktualności
Fizyka
Historia
Kącik poezji
Literatura
Matematyka
Polityka
Psychologia
Rozmaitości
Teorie spiskowe
Zrób to sam

nowyOlimp.net na Twitterze

nowy Olimp - internetowe czasopismo naukowe dla młodzieży.
Kolegium redakcyjne: gaja@nowyolimp.net; hefajstos@nowyolimp.net